poniedziałek, 30 stycznia 2012

Ale bym nim jeździł: Rolls Royce Silver Shadow

Myśleliście, że zamarzłem i leżę gdzieś w krzakach jak Jack Nicholson w "Lśnieniu". Nic z tych rzeczy. Ale widocznie wczorajsze kilka godzin na mrozie wpłynęło na mnie negatywnie, bo dziś w roli głównej wystąpi Rolls Royce. Oczywiście nie jest to szczyt moich morzeń, ale jakby się trafił za przysłowiowe "pincet" to warto go brać. Jeździł bym nim na co dzień. Z tymże od razu należy zrobić mu lekki tuning, taki jak zawsze w przypadku limuzyn. Wałkiem na brązowo (po felgach i klamkach też), zamiast ducha ekstazy dał bym Krecika z czeskiego sklepu na Marszałkowskiej, bagażnik dachowy z rurek z obowiązkową drabiną (drewnianą, jak deska rozdzielcza) itd. Generalnie osiągał by stan samochodu braci Blues. No i ciągle sprawdzał bym jego możliwości w terenie. Nie mycie go było by obowiązkiem.

Link: Co słychać w Monte Carlo?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz