piątek, 20 lipca 2012

Masz pan "pincet": Ursus 912

 Mamy w tej chwili jakąś "aferę taśmową" czy coś takiego. Swoją drogą ciekawe, że media nie nadążają za technologią, bo nagranie z pewnością nie zostało utrwalone na żadnej taśmie. Ale "afera cyfrowa" albo "afera plikowa" źle brzmi, więc co robić. Ciekawe czy jak afera dotyczyła by sprawy z jakąś limuzyną to by nazwali to "aferą polonezową" albo "aferą dwusuwową"? Wracając do istniejącej afery to w ogóle mnie ona nie obchodzi. Politycy załatwiają sobie swoim posady, a ci na tych posadach zamiast dobrze zarządzać podróżują sobie do Meksyku. Kurde - Amerykę odkryli. Na tym polega polityka! Wszyscy tak zawsze robili i robić będą. Nieważne z jakiej są partii. I co myślicie, że we Włoszech czy Francji jest lepiej? Dlatego w ogóle się tym nie interesuje. Ale jakiś wpływ na mnie afera miała, bowiem zaraz po tym jak zobaczyłem w TV pana Sawickiego sprawdziłem oferty na Ursusy. Niestety są dość drogie - zwykłe 360-tki albo 330-tki kosztują między 10, a 15 tysięcy PLN. No cóż - nadal świetnie nadają się do roboty, a za robotę płacić trzeba. Takie są odwieczne prawa natury. Ale gdybym naprawdę szukał traktora to bym wziął tego - Ursusa 912. Brzmi prawie jak Porsche 912, a jednak jest sporo fajniejszy. No i wyremontowany. Jeździł bym nim do pracy, do kina i na wycieczki poza miasto. Spróbował bym też sił na MPPZ, bo rocznik jest obiecujący.
Link: http://allegro.pl/caly-odnowiony-i-wyremontowany-ursus-912-i2472189990.html

środa, 18 lipca 2012

Ale bym nim jeździł: ZAZ 968M Zaporożec

Nikt nie zgadł, następny wpis będzie o samochodzie marki ZAZ 968M Zaporożec. Dlaczego nowsza wersja? Bo starszą miałem i dała mi mocno w kość. Wierząc w zaawansowanie radzieckiej produkcji przemysłowej mam nadzieję, że ZAZ po modernizacji już się nie psuje. A tak na serio, Zaporożec jest tak brzydki, że warto nim sobie pojeździć choćby tydzień. Przy okazji mamy do czynienia z pięknym dźwiękiem V4 chłodzonym powietrzem. Głównie dźwięk, no bo co innego? Przecież nie dynamikę.

Przy okazji warto przypomnieć fragment opowiadania z Wesołego Kurczaka pt. "Nożem przepił jej męża", które ja osobiście zmieniłem dla potrzeb wpisu o Zaporożcu:

Dla Reginy Sz. poranek był równie ponury i nerwowy jak kartka z zeszytu od ZPT. Martwiła się o swój paznokieć od nogi. Poprzedniego dnia jej paznokieć miał sporo spraw do załatwienia. Po obiedzie ok. godziny 15-tej znów wsiadł do Zaporożca. Powiedział, że wybiera się do miasta by kupić sobie szampon do włosów. Nie jedna matka na jej miejscu pomyślałaby, że po prostu jedzie się obgryźć. Ale on był inny. Nie przesadzał z płynem do mycia naczyń i nigdy wcześniej nie zdarzało mu się wrócić do domu na czyjejś nodze. Dlatego Regina Sz. nie potrafiła wsadzić sobie koparki do ucha i zbagatelizować niecodziennego zachowania paznokcia.
Od rana rozpytywała się o paznokieć znajomych, wiewiórki i ławki: 
- Wczoraj paznokieć wbił się w tynk - powiedziała ekspedientka sklepu meblowego. Regina Sz. postanowiła wejść na chwilę do lodówki. Najlepszy kolega paznokcia, włos, wspominał jej bowiem, że widział tam, stojącego samotnie Zaporożca.
- Nie zawadzi sprawdzić ani o gwóźdź - uznała.

To był ZAZ paznokcia. Stał pusty jak długopis bez wkładu. Regina Sz. nie wiedziała co o tym myśleć, więc wskoczyła do szafy. Tam ujrzała swoją rękę, którą zgubiła idąc na tegoroczny bal inwestorów w żelazka. Wyglądała na bardzo niespokojną, dowiadując się, że dotychczas chodziła bez ręki. Chwyciła ją zębami i pociągnęła w stronę krzaków. Na ich skraju Regina Sz. natknęła się na swoją nogę. Zaniepokojenie ustąpiło na chwilę zdziwieniu, gdy dostrzegła swoje ucho. Tymczasem Walerian J. błyskawicznie sięgnął do rękawa i wyszarpnął z niego deskę do prasowania. Regina Sz. zamarła z przerażenia. Ostrożnie odwróciła twarz i zaczęła skakać jak pompka.

Podczas sekcji zwłok deski do prasowania stwierdzono, że jest tosterem, który oświadczył, iż Zaporożec jest wykonany z paznokci wielu osób. Jednak bezpośrednią przyczyną zgonu paznokcia Reginy Sz., jak uznali biegli kominiarze, było utopienie.

Ale bym nim jeździł: Renault 8

Ale jestem nudny. Znowu Renault. Ale co ja mogę, skoro ósemka jest po prostu genialna. Może być nawet w wersji Gordini. Egzemplarz ze zdjęcia spotkałem w 1998 lub 1999 roku na trasie numer 8 w okolicach Wrocławia, chyba jechali sobie na wakacje. W sumie ja też bym sobie pojechał R8 na wakacje. Może być kierunek Wrocław. To mi przypomniało, że przez długie lata we Wrocławiu pośród kamienic stał bezczynnie Renault 10. Kto zgadnie o jakim wozie będzie następny wpis?

piątek, 29 czerwca 2012

Masz pan "pincet": Renault 16

 Na otomoto.pl od jakiegoś czasu można kupić Renault 16 w stanie bardzo słabym. Mam duży sentyment do tych wozów, gdyż jako dziecko odkryłem takiego w stodole i bardzo chciałem nim jeździć. W tym wypadku jakiś handlarz myślał, że da się w Polsce zarobić na francuskich samochodach. Kupił grata za "pincet" i próbuje zrobić interes życia. Zaczynał od paru tysięcy, potem 4, następnie 3,5, wreszcie 3, a teraz 2,5. I cały czas telefon milczy. Niestety trzeba mieć farta, żeby trafić świra na francuza, czyli mnie lub kogoś kogo mogę od zaraz wymienić z imienia i nazwiska, nr telefonu oraz buta. Ja za "pincet" bym go wziął i jeździł takim. Renówka da radę, zupełnie jak moja marokańska R4 kupiona kiedyś za "osimset" w bardzo podobnym stanie.
Link: http://otomoto.pl/renault-inny-renault-r16-100-oryg-zarejest-C22472708.html

środa, 23 maja 2012

Ale bym nim jeździł: Dacia 1300

Właśnie! To skandal! Dlaczego nie jeżdżę Dacią? Żądam jak najszybszego dostępu do dowolnej Dacii (ale takiej do 1997 roku). Chyba muszę pojechać zaprotestować na miasto.

fot.: Harcerz

wtorek, 22 maja 2012

Ale bym nim jeździł: Renault 25

Przepraszam, długo mnie nie było, bo gdzieś byłem. Na przykład dziś jeździłem różnymi samochodami. Najpierw normalnie moim Volvo 340 Variomatic, potem widocznym na zdjęciu Renault 25 V6 Turbo (nie moim), potem Oplem Blitzem jako pasażer (też nie moim) i na koniec Volvo 340, tylko w manualu (też nie moim). A zasadniczo miałem dziś jeździć tylko Chevroletem Corsicą. Nic z tego nie rozumiem. Nie rozumiałem też co do mnie mówił Renault, bo robił to po francusku. - Precision evasion źąć.- tak mniej więcej się wypowiadał w moją stronę. Nie wiem o co mu chodziło, ale było to przyjemne. Wreszcie mogę sobie z kimś pogadać o francuskich samochodach. Zasadniczo gdyby był mój (ten R25), to bym robił wszystko, żeby mówił cały czas. Specjalnie bym wyjął klocki hamulcowe, spuścił mu powietrze z kół, urwał pasy, spuścił olej, wybił szybę, zniszczył żarówki we wszystkich światłach, wygiął wycieraczki, zatkał spryskiwacze. Wszystko, aby jak najwięcej mówił. Przy okazji warto wspomnieć, że wyposażenie dodatkowe w tym wozie jest na takim poziomie, że Chevrolet Aveo i Nissan Tiida nawet nie wiedzą, że można mieć takie wyposażenie. Wyśmienity wóz.

wtorek, 10 kwietnia 2012

Masz pan "pincet": Honda Civic II Station Wagon

 Pozostał 1 dzień licytacji wyjątkowo ohydnej Hondy Kombi. Według sprzedawcy jedynej takiej w Polsce. Jakby nie liczyć tych, które już są w Polsce, to ta będzie jedyna. Zasadniczo mój Aries też jest jedyny, nie licząc innych Ariesów w Polsce. Ale przejdźmy do samochodu. W tym wypadku nie wiem czy przysłowiowe "pincet" to nie za dużo, ale ktoś już niby licytuje, więc być może nie. Ja bym dał za nią "dwiesta" i magnetowid "Sanyo". Licytujący to na pewno jakiś koneser. Koneser drewnianych belek na masce i wyśmienitych grzybowych zaprawek, które są skuteczne tylko przez pierwsze trzy miesiące. Generalnie bardzo dobry wóz, można go kupić, jeździć do końca i na tym końcu wystawić go na allegro z dopiskiem: "jeździł do końca". PS. Idealny bagażnik dachowy, przełożył bym go do Porsche 911 albo nowego Bentleya Suv-a.
Link: http://moto.allegro.pl/honda-civic-80r-gaz-jedyna-kombi-w-polsce-okazja-i2209171010.html

piątek, 23 marca 2012

Ale bym nim jeździł: Ebro Jeep Bravo S

 Skoro był Rayton Fissore to teraz musi być prawdziwy samochód terenowy. Najlepiej żeby był głupi. No i jest - Ebro Jeep Bravo S czyli hiszpańska wariacja na temat Jeepa. Z silnikiem diesla. Wóz był na wyposażeniu campingu na Costa Brava. Wchodził do akcji jeśli Audi A6 w tedeiku z Holandii czy innej Danii nie dawał rady podjechać na stromy podjazd. Wówczas jego przyczepę kempingową przejmował dzielny Ebro i bez problemów wjeżdżał z nią na wzgórze. O to chodzi!

Przy okazji warto zaznaczyć, że jest to idealna robota wakacyjna:
- Co robiłeś w lato?
- Pracowałem w Hiszpanii.
- Przy zbiorze owoców?
- Nie jeździłem Ebro z przyczepami kempingowymi na kempingowe wzgórze. Tam i z powrotem. Przez dwa miesiące.

Link: http://www.stadobaranow.pl/?p=12455

Masz pan "pincet": Rayton Fissore Magnum 4x4

 Pewien łysy człowiek o pseudonimie grejpfrut przysłał mi link. Nie dziwię mu się, gdyż każdy wie, że Raytonem Fissore jeździłbym wszędzie. Ten jest użytkowany od jakiegoś czasu w Polsce, dlatego pewnie wszystko jest do naprawy. Mimo to sprzedawca zapewnia, że samochód jeździ. Zatem i tak jest nieźle. Po co komu Range Rover, gdy można mieć Raytona Fissore? Jednak można kupić dobre wozy w Polsce, a nie tylko Mercedesy i Toyoty. Do wozu zakupił bym też turban i pożyczył arabskie disco.
Link: http://allegro.pl/show_item.php?item=2225269050

środa, 21 marca 2012

Ale bym nim jeździł: Fiat Elba

Łamię zasady i daję nie swoje zdjęcie. A to dlatego, że jest ważny powód. W Warszawie na ulicy Elbląskiej jest squot Elba, który też łamie jakieś zasady. Squot jak to squot jest zorganizowany w jakiś pomieszczeniach, nieswoich i niezbyt legalnie. Teraz właściciel chce ich wykurzyć, a oni mówią: "ej, jesteśmy tacy fajni, nie możesz nas wyrzucić ze swojego, własnego, udokumentowanego aktem własności budynku, przecież jesteśmy tacy alternatywni". Bardzo ciekawe rozumowanie. Kiedyś jak z Heniem mieliśmy Warszawę i parkowaliśmy ją w centrum to wpakował się do niej bezdomny. Jak go wyrzucaliśmy z samochodu krzyczał: "ale jak to! to moja Warszawa!". W przypadku squotu mamy mniej więcej ten sam przypadek. Niestety jeśli ktoś chce zacząć użytkować teren to oni muszą się gdzieś wynieść. Nie ma innej rady.
Ale gdyby mieszkańcy i miłośnicy Elby jeździli Fiatem Elbą to bym ich bronił i protestował razem z nimi. Oczywiście nie bez interesowanie. Jako drań łasy na samochody zażądał bym dostępu do Elby, Fiata Elby! I wszystko dobrze by się skończyło.

wtorek, 20 marca 2012

Masz pan "pincet": Mazda 323 BD

 Przepraszam, muszę przeprosić wszystkich wielbicieli Mazd. Jednak jest wóz, który mnie zainteresował i jest zwykłą Mazdą 323. Sedan i do tego w automacie. Daję "pincet" bez zastanowienia i w ciemno. Wszyscy emeryci świata będą mi zazdrościć, a co po niektórzy zaczną szczuć latlerkami i pudlami, a ci bardziej wkurzeni zalepią mi gumą do żucia zamek w skrzynce pocztowej. Trudno, co robić. I tak warto.
Link: http://moto.allegro.pl/mazda-323-bd-1-5-automat-i2216506875.html

Masz pan "pincet": Tarpan 237

 Bardzo mi przykro, ale mam słabość do Tarpanów. To jest taki nasz polski Hilux. Tarpany lubiłem właściwie od zawsze, gdyż są to samochody, które są kwintesencją durnoty, głupoty i czego tam sobie wymarzycie. Zasadniczo moja sympatia do tych wozów jeszcze bardziej wzrosła po przejechaniu się nim. Dokładnie takim jak ten z obrazka, tylko niebieskim. Dziwne, bo na zdrowy rozum powinna zmaleć. Tak czy owak jest na sprzedaż fajny Tarpan za cenę o 300% za wysoką, ale za to z rejestracją RAF. Być może był szykowany do służby w Royal Air Force.
Link: http://moto.allegro.pl/tarpan-okazja-oryginal-jedyny-taki-i2202745491.html

Masz pan "pincet": Mercury Tracer

 W tych pięknych okolicznościach przyrody można kupić sobie samochód marki Marcury Tracer czyli amerykańską wersję poczciwej Mazdy 323. Zasadniczo zwykła Mazda niewiele mnie interesuje, ale jeśli wygląda tak jak ten wóz sfotografowany na górce i w dodatku jest marki Mercury to jest już wart co najmniej "pincet", a nawet "szeset". Pozostaje tylko sprawdzić gdzie jest Wysoka Strzyżowska... Aha... Podkarpacie. Dlaczego wszystkie fajne wozy sprzedawane są tak daleko? Gdyby nie inny amerykański wóz na moim parkingu, już bym tam jechał, a tak przystępuję do dalszej eksploatacji mojego Dodge'a. A może ktoś ze znajomych ma niego ochotę?
Link: http://moto.allegro.pl/mercury-tracer-okazja-i2213526030.html

czwartek, 8 marca 2012

Masz pan "pincet": Fiat Fiorino

 W ogłoszeniach pojawia się tyle idealnych wozów, że postanowiłem zrobić dział pt. "Masz pan <<pincet>>". Przecież tym Fiorino oferowanym za 2 500 PLN (czyli o 2 000 za dużo) też bym jeździł, wszędzie. Gdybym nie miał 15 samochodów w tym połowa do remontu, a druga połowa paląca za dużo benzyny, to pojechałbym pod Tarnów go kupić. Trzeba powiedzieć, że jak na Fiorino stan blacharski jest wyśmienity. Wręcz zadziwiająco wyśmienity. Do tego dochodzą genialne miejsca dla pasażerów z tyłu. Już widzę te tłumy chcące pojechać gdzieś ze mną, np. po imprezie na działce u kogokolwiek:
- Cześć, podrzucić cię do miasta.
- Dobra.
- Mam miejsca tylko z tyłu
- A nie, przypomniało mi się, że mam jeszcze tutaj ważną sprawę. Wiesz, mój kot dzwonił i prosił, żebym mu przywiózł mysz polną.
- Aha.


Link: http://otomoto.pl/fiat-fiorino-fiat-fiorino-127-zabytek-C23152345.html

Ale bym nim jeździł: Autobianchi A112

 Czy kiedykolwiek uda mi się kupić dobre Autobianchi A112? Powoli tracę nadzieję. Kilka razy próbowałem i ani razu się nie udało. A jest to jeden z tych samochodów, które mogły by mieć u mnie dożywocie. Generalnie nie ma takiej rzeczy, która mi się w nim nie podoba. Z podobnego założenia wychodzą również Austriacy, Niemcy, Włosi czy Francuzi gdyż jeździ tam sporo Autobianchi. Kiedyś napisaliśmy, że za pomocą A112 można robić sobie jaja z ludzi i mówić, że auto wyprodukowane zostało przy współpracy firmy Airwalk, tak jak Smart ma coś wspólnego ze Swatchem. A wszystko dlatego, że Autobianchi ma podobny znaczek do Airwalka, a w Polsce można wmawiać wszystko wszystkim, bo i tak znają się tylko na Volkswagenach i BMW. Chodź i to nie do końca. Kiedyś wrobiliśmy kolegę, że Volkswagen wypuścił nowy model o nazwie "Nosorożec", super luksusowy, super szybki  i super drogi. Głównie dla szejków z Arabii Saudyjskiej. Wyobraźcie sobie jakie głupoty można by mówić o Autobianchi. Np. że to zaginiony projekt FSM i miał być produkowany zamiast Cinquecento albo że to miejska odmiana Ikarusa albo Ził dla mas.


piątek, 24 lutego 2012

Ale bym nim jeździł: Seat Panda

 Odkąd sprzedałem, jakieś pół roku temu, moją Pandę w automacie to strasznie za nią tęsknię. Nie była to też moja pierwsza Panda, ale ta była wyjątkowo udana. Uwielbiam te samochody, głównie za projekt, który bardzo do mnie trafia. Prosty, bezawaryjny wóz. Ostatnio przewoziliśmy z Małym moją starszą byłą Pandą (z 1982 roku) jakieś tam meble. Genialna jest tylna kanapa, gdy zdjęliśmy zabezpieczenia okazało się, że jest to po prostu kawałek materiału z rurką. Można to wszystko zrolować i tyle. Cały samochód składa się z wyśmienitych rozwiązań. Z pewnością jeszcze kupię kiedyś Pandę. Może być pod nazwą Marbella. Np. wersja Jeans, z dżinsową tapicerką. Ale jakby co przed Marbellą Seat produkował takie same Pandy jak włosi, co ilustrują powyższe zdjęcia. Zatem może być też Panda Panda.

Warto wspomnieć, że wczoraj na stadionie narodowym odbyła się prezentacja nowej Pandy. Wygląda jak takie pianki co amerykanie nie wiadomo czemu grillują i pieką w ognisku. Ja zdecydowanie wolę klasyczną Pandę. Bez dwóch zdań. Kurka wodna!

Ale bym nim jeździł: Innocenti Mini 500


Zasadniczo każde Innocenti jest idealne. Jeździł bym wszystkim ze znaczkiem tej firmy, nieważne czy byłaby to Elba, Yugo na włoski rynek, czy Regent (taki włoski Austin Allegro). Widoczny na zdjęciach z Innocenti Mini 500 to ostatnia seria najpopularniejszego modelu firmy czyli brytyjskiego Mini z nadwoziem zaprojektowanym przez Bertone. Od 1982 roku do tego sympatycznego małego autka wkładano silniki Daihatsu. - Czemu nie! - jakby powiedział obywatel Balcerek. Silniki Daihatsu pasują do każdego auta, no co wskazują dzisiejsze wpisy np. na Złomniku. Jako absolutny fan marki Innocenti zebrał bym wszystkie wersje z tym nadwoziem: Mini 90, Mini 120, De Tomaso (wyjątkowo głupia wersja, trzeba ją mieć), Turbo De Tomaso (jeszcze głupsza, tym bym jeździł na track deje, a potem żałował, ze nie mam Legacy), Mini Mille, Tre Cylindri, Minitre, Mini 500, Mini 650, Small. Była nawet wersja z dieslem. A jakże! Na pewno o jakiejś wersji zapomniałem. Nie dziwne, że nie był to hit sprzedażowy.

- Dzień dobry. Poproszę jedno Innocenti Tre Cylindri. Miałem kiedyś syrenkę i lubię jak samochód ma trzy cylindry.
- Niestety, ale już Tre Cylindri wyszły. Mamy Minitre.
- A czym się różni.
- Niczym
- To ja się jeszcze zastanowię.

Dwa tygodnie później

- Jednak się zdecydowałem. Wezmę tego Minitre.
- Skończyły się. Teraz mamy Mini 500. 
- Aha. Nie byłem na to przygotowany. Muszę poczytać prospekt. Czym się różni ta wersja?
- Ma silnik od Daihatsu Cuore
- To ja się muszę jeszcze zastanowić


I tak można od 1982 roku do 1992 roku.



poniedziałek, 20 lutego 2012

Ale bym nim jeździł: Moskwicz 412

Dawno nic nie pisałem, gdyż pisałem gdzie indziej, co innego itd. Dlatego zaczynamy z grubej rury: Moskwicz 412. Szczególnie ten ze zdjęcia to ohyda pierwszej jakości. Radziecka lekkość projektu i rosyjska finezja wykonania. W związku z tym, że nie mogę się skupić, gdyż jacyś ludzie krzyczą za mną i kłócą się, to nie napiszę nic więcej. W końcu i tak wiadomo, że w tym wypadku jest czym jeździć.

piątek, 3 lutego 2012

Ale bym nim jeździł: Maserati 228

 Uwielbiam wszystkie Maserati z lat 80-tych. Ich design pasuje do mnie jak każda koszulka o rozmiarze większym niż 8XL. Ten spotkany w podwarszawskim Kiełpinie jest o tyle fajny, że ma idealny stan i jest dwudrzwiowy, więc można nabierać ludzi, że to Fiat Croma Coupe. Pamiętam jak na zlocie Forazitalia przechodząc obok stoiska z takim Maserati powiedziałem: - A to taki Fiat Croma coupe. Tak, tak, rozumiem.



wtorek, 31 stycznia 2012

Ale bym nim jeździł: Morris Minor

Nie ma na tym blogu rączki z wyciągniętym kciukiem i napisem: lubię to. A Morrisa Minora z pewnością lubię. Wygląda jak jakieś zwierzątko - taki miś koala. To mi przypomina opowiadanie, które stworzyłem razem z Mirkiem jeszcze w liceum pt: "BRZYDKIE SPRAWKI ARKA B."

"Wpadli przez przypadek. Wiosną tego roku w jednym z wrocławskich agencji towarzyskich wodociągi miejskie zatrzymały Arka B. i Janusza R. Podczas kontroli agencji funkcjonariuszy zainteresował znaleziony tam ciężarny miś koala. A ponieważ kierownik i jego pracownica zgodnie twierdzili, iż ów koala nie jest ich własnością, pracownicy wodociągów miejskich postanowili przyjrzeć się bliżej tej postaci.

Arek B. miał powód, by wypierać się posiadania dość nietuzinkowego misia. Miś ten miał na sobie zieloną skórę z napisem „Śmierć kangurom!”. W kieszeni skóry znajdowało się siedem pokrwawionych krucyfiksów. Krucyfiksy te były nieźle pokrwawione, choć wprawne oko mogło szybko odkryć, iż ta krew pochodzi z kangura. Przyciskany do muru uporczywymi pytaniami miś stwierdził, że krucyfiksy znalazł na dyskotece. Sprawą pokrwawionych krucyfiksów zajęła się wrocławska prokuratura. Ustalono, że przedmioty te należały do Tajnego Stowarzyszenia Rasistowskich Misiów Koala. Prawdopodobnie w tej organizacji przewodzi miś, który kiedyś był kangurem. Nasz zatrzymany miś zatwardziale twierdzi, iż jakiś czas temu napadła i zgwałciła go w wyrafinowany sposób banda kangurów z Ruchu Wyzwolenia Tasmanii od Lewicowych Misiów Koali. Przy okazji śledztwa ustalono również, że Arek B. starał się o wstąpienie do legii cudzoziemskiej kangurów, a chociaż nie został przyjęty to i tak do brzucha przyszył sobie torbę, co w naszym kraju jest karalne."

Ale bym nim jeżdził: Renault 7 (Fasa 7)

Jeśli Żuk jest królem samochodów to Fasa 7 czyli hiszpański Renault 5 sedan jest królem tego bloga. Ale bym jeździł to mało powiedziane. Ale bym nim zapierdalał, podróżował, prowadził, wszystko robił. Mogę założyć kościół " Św. Fasy 7". Z tylnym światłem poszedł bym na pielgrzymkę do Hiszpanii. Robił bym z nim zakupy, chodził do kina i na dyskotekę. Jest absolutnie bezkonkurencyjny.

Przy okazji: na zdjęciu opieram się o Renault 7 w roku 1999 roku, czyli moja choroba ma już długie tradycje.

Ale nim jeździłem: Renault 5 Campus


 Kolejny wóz, który został kupiony tuż przed Warszawskim Rajdem Pojazdów Zabytkowych. Trochę szkoda, że impreza nie będzie organizowana w tym roku, bo nic z tej okazji nie kupię. Kosztował "szeset" i był całkiem nie zły, tylko troszkę przeszkadzał prawie całkowity brak prawego, tylnego błotnika i progu. Za pomocą pół-profesjonalnego zakładu "u Inżyniera", dzięki rynnie i kawałkowi ciężarowej Tatry uzyskaliśmy bardzo ładny błotnik. Dopiero na koniec przypomnieliśmy sobie o klapce wlewu paliwa, ale w sumie okazała się niepotrzebna. Wóz służył długo i solidnie, aż w 2009 roku przypadkowo przejechał się po nim Monster Truck.


Ale bym nim jeździł: Fiat 500 Giardiniera

 Fiat ma zamiar wprowadzić nową wersję Giardiniery. Pomysł fajny, w końcu w nowym Mini to Clubman jest najciekawszym nadwoziem. Niestety ze zdjęć wynika, że pomysłowość włochów skończyła się wraz z zatopieniem statku "Costa Concordia". A przecież klasyczna Giardiniera jest genialna prawie jak cykl filmowy "Naga Broń" i Frank Drebin. Powiem szczerze, że wolę pojazd ze zdjęć niż klasyczną "pincetkę". Jakby co wiem gdzie w Amsterdamie stoi taka, całkiem otwarta. Mogę pokazać osobiście.

poniedziałek, 30 stycznia 2012

Ale bym nim jeździł: Oldsmobile Cutlass Cruiser

 Ten samochód jest tak beznadziejny, że właściwie nie wiem co napisać. Oczywiście oprócz tego, że bym nim jeździł. Wszędzie. Aby być zgodny z przeznaczeniem auta musiał bym wozić ze sobą sztuczne dzieci (sztuk 2), sztucznego psa i sztuczne hamburgery i frytki. Sztuczne, bo własnych nie posiadam. Dzieci bym codziennie wyrzucał przy szkole (mając nadzieje, że nikt ich nie ukradnie), psa bym przywiązywał do wejścia w markecie, a potem jadł sztucznego hamburgera. Aby być zgodnym ze stereotypem z amerykańskiego filmu, musiałbym się przebrać za kobietę. Ciekawe po ilu dniach zamknęli by mnie w ośrodku odosobnienia?

Ale bym nim jeździł: Rolls Royce Silver Shadow

Myśleliście, że zamarzłem i leżę gdzieś w krzakach jak Jack Nicholson w "Lśnieniu". Nic z tych rzeczy. Ale widocznie wczorajsze kilka godzin na mrozie wpłynęło na mnie negatywnie, bo dziś w roli głównej wystąpi Rolls Royce. Oczywiście nie jest to szczyt moich morzeń, ale jakby się trafił za przysłowiowe "pincet" to warto go brać. Jeździł bym nim na co dzień. Z tymże od razu należy zrobić mu lekki tuning, taki jak zawsze w przypadku limuzyn. Wałkiem na brązowo (po felgach i klamkach też), zamiast ducha ekstazy dał bym Krecika z czeskiego sklepu na Marszałkowskiej, bagażnik dachowy z rurek z obowiązkową drabiną (drewnianą, jak deska rozdzielcza) itd. Generalnie osiągał by stan samochodu braci Blues. No i ciągle sprawdzał bym jego możliwości w terenie. Nie mycie go było by obowiązkiem.

Link: Co słychać w Monte Carlo?

wtorek, 24 stycznia 2012

Ale bym nim jeździł: Tatra T613

Jest taki film o dwóch inżynierach ubranych w niebieskie fartuchy jadących podwoziem ciężarowej Tatry. Inżynierowie niwelują górki, niszczą drzewka i krzaki, straszą zwierzynę leśną, a w ostatniej scenie rozpieprzają domek. Chętnie bym sobie pojeździł po Warszawie taką Tatrą, w takim fartuchu. KDT już rozebrali. Szkoda był by to pierwszy budynek jaki bym rozjechał, ale postawili w tym miejscu zabudowę barakową, więc jest jeszcze co rozjeżdżać w tym miejscu. Po ciężkiej pracy jako inżynier w fartuchu warto było by sobie pojeździć niczym dyrektor albo nawet minister. Najlepszym wozem do tego rodzaju przejażdżek jest Tatra 613. Można pokusić się o tekst z własnie wymyślonej przeze mnie ulotki reklamowej: nowoczesny włoski design, rozsądny silnik V8 chłodzony powietrzem, niesamowita wygoda. Tak - ale bym nią jeździł...

poniedziałek, 23 stycznia 2012

Ale bym nim jeździł: Citroen Ami 6

Ale bym nim jeździł!!! Od razu pojechał bym nim do Sieradza i z powrotem. Ami jest absolutnie bezkonkurencyjny. Właściwie nie potrzeba nic więcej pisać, wystarczy na niego popatrzeć. Moim zdaniem to najlepsza rzeźba Bertoniego, powinien za niego dostać żeton na asfalt i beton oraz resortowe skierowanie na wczasy do Bułgarii.

Ale bym nim jeździł: Renault Medallion

Ostatnio dużo się dzieje. Wystarczy, że w weekend nie miałem kontaktu z komputerem, a tu pełno jakiś akcji z cyklu: nie dla ACTA. Zasadniczo z mojego punktu widzenia nie wiele się zmieni, bo korzystam z własnych zdjęć (albo zdjęć znajomych), na filmy chodzę do kina, a muzykę już ściągnąłem z całego internetu. Ale jako liberał uważam, że internet powinien zostać takim śmietnikiem jakim jest. Poza tym tego nie uda się ukrócić. Pamiętacie Napstera. Metallica się wkurzyła i ich zniszczyła, w związku z czym pojawiło się zamiast jednego Napstera tysiąc innych sposobów na ściąganie plików ze świata. To samo będzie w tym przypadku, nie wierzę, że się uda, jeśli się uda. Przecież zostają Rosja, Chiny i inne kraje z tradycją w piractwie. Oni coś wymyślą. Na ruskich serwerach już dziś jest odpowiedź na każde pytanie. Poza tym internet to miejsce dla każdego. I dla tej pani doktor co uważa, że każdy jest żydem oprócz niej, plus inne rewelacje z cyklu: potwór z Loch Ness to rodzina Tuska i takie tam bzdury. Jest też miejsce na takiego świra, który uważa, że Renault Mediallion jest lepszy od Mercedesa W124. Oprócz tego wszystkiego uwielbiam jak ludzie się organizują, przejmują i protestują. Coś im się nie podoba, więc zakładają strony internetowe, fundacje i stowarzyszenia. Idealnie.

I właśnie efektem takiej zbiorowej akcji był dzisiejszy protest przeciwko podwyżkom cen benzyny. Był wyjątkowo głupi, gdyż trzeba było płacić na stacjach miedzianym bilonem albo kupować hot doga przez pięć minut. Zasadniczo nie wiem dlaczego koncerny miały by być niezadowolone z powodu, iż sprzedadzą więcej hot dogów niż zwykle dostając za to pieniądze, które są jedynym środkiem płatniczym w tym kraju. Ale tendencja jest słuszna, niech użytkownicy samochodów się zbierają, protestują, wkurzają. Może za kilka lat zwiększy się ilość ludzi, dla których nie liczy się tylko czubek własnego nosa. Gdybym miał Renault Medallion też bym pojechał na ten protest, być może wtedy miałbym plan na prawdziwy protest. Zjadłbym 13 hot dogów, wypił 17 kaw oraz 35 tigerów. Po czym bym powiedział, że zapłacę amerykańską renówką. Po tych kawach i napojach mógłbym się tak kłócić 3 dni. To dopiero była by blokada stacji. 
Tym razem autorem zdjęcia nie jestem ja, tylko Dave. Pamiętam, że robił je na moją wyraźną prośbę.